Świadectwo Agnieszki

Świadectwo po rekolekcjach “Puste ręce stopień pierwszy”

Rekolekcje „Pustych rąk” lato 2014

Dzień dobry 🙂

Chciałam wszystko sobie poukładać i dopiero napisać świadectwo, ale znając siebie – jak zacznę myśleć, to nigdy go nie napiszę!

Chcę podziękować Panu, Panie Marcinie za prowadzenie tych rekolekcji, a nade wszystko za Pana spokojną i przyjazną obecność. Panu Bogu dziękować nie będę, bo nawet nie wiem, jak miałabym to zrobić, żeby wszystko wyrazić.
Ostatnie lata przygotowywały mnie chyba do tych rekolekcji – ciągła pustka wewnętrzna i pogoń za miłością… i wszystko to nie było to. Zwątpiłam, bo wszyscy powtarzali – Bóg Cię kocha, zaufaj Mu itp. Piękne słowa i wypowiadane w najlepszej wierze, ale często odbijały się one ode mnie, albo wręcz mnie złościły, podobnie jak …”trzeba nieść swój krzyż, nie ma innej drogi niż cierpienie”… Wszystko słuszne, ale bez życia!

Na wspólnocie głośna modlitwa, podnoszenie rąk, a ja wciąż czułam, że to nie wyraża mnie. Tęskniłam za ciszą, za osobistym kontaktem z Panem Bogiem, ale tu znów pojawił się “problem” – osobisty kontakt z Bogiem mnie przerażał, wolałam przeczytać kilka książek religijnych, portali katolickich niż usiąść na modlitwie. Kojarzyło mi się to z jałowym wysiłkiem lub poczuciem, że skutkiem takiego wyciszenia i spotkania może być tylko poczucie winy – jakby w pierwszej kolejności Pan Bóg miał zalecić mi naprawę samej siebie, bym dopiero mogła stanąć przed Nim już “oczyszczona”. Czułam, że to nie tak, ale przebicie się przez grubą warstwę dobrze znanego lęku było niemal niemożliwe.

Z innej strony – w różnych sytuacjach życiowych – niezależnie od moich decyzji – czułam dziwną Bożą opiekę i momenty słabości, kiedy nie dawałam rady, okazywały się momentami największej ulgi, bo mogłam to oddać Jemu i przestać się martwić – jak dziecko.

Te rekolekcje potwierdziły mi coś, co czułam i czego pragnęłam wcześniej – Boża Obecność jest wszystkim, czego pragnę, bo w Nim zawiera się wszystko i wszyscy. Nie muszę zasługiwać, oczyszczać się, nie muszę szukać miłości poza Bogiem… jedyny wysiłek, który muszę włożyć, to pozwolić sobie odpocząć w Nim, albo – idąc głębiej – pozwolić Mu, żeby wykonał ten wysiłek za mnie 🙂 To początek drogi i na pewno wiele się muszę nauczyć, a właściwie naumierać. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie boję, ale mam intuicję, że “gra jest warta świeczki”.

Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję – do zobaczenia!

Agnieszka